niedziela, 4 maja 2014

Paradoks nienawiści 2

Aleks
  - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - pytam po raz kolejny.
  - A skąd weźmiemy potrzebne rzeczy? Nie przeżyjemy nawet dnia...
  - No dobrze - kończę temat. Nie mogę powstrzymać Leny przed włamaniem się do jej własnego domu.
  Gałązki krzaków boleśnie wbijają mi się w ramiona, jednak nie mogę ruszyć się z miejsca. Stąd dom jest bardzo dobrze widoczny, mimo że oświetla go tylko słabe światło latarni. Co najważniejsze, tu jesteśmy bezpieczni. Nie mogę jednak cieszyć się tym długo, w tej grze liczy się przede wszystkim czas. 
  - Z naszych obliczeń wynika, że co godzinę jeden strażnik zmienia się, idzie do kuchni lub do toalety, gdy drugi przejmuje wartę. - Lena mówi pośpiesznie. - Musimy przekraść się przez bramkę, gdy będą się zmieniać. To nasza jedyna szansa, musimy uciec jak najdalej, zanim zacznie się robić jasno. Wystarczy, że poczekasz na mnie dwadzieścia minut... To chyba wszystko.
  Lena niepewnie spogląda na mnie pięknymi oczami. Jeśli ją złapią, nigdy więcej się nie zobaczymy. Muszę dokonać szybkiej analizy prawdopodobnych zdarzeń. Według planu Leny wszystko powinno pójść szybko. Jeśli jednak coś pójdzie nie tak, złapią nas strażnicy, jej rodzina zostanie pozbawiona wszelkiej własności, zostaną uznani za potencjalnych wrogów władz państwowych, a sama Lena zostanie oddana do poprawczaka. Gdyby złapali mnie... Prawdopodobnie rodzice zapłaciliby sporą sumę pieniędzy by mnie odzyskać, a moje życie toczyłoby się dalej własnym torem. Bez Niej. Nie mogę oddychać z myślą, że zostawiam ją ze względu na własne bezpieczeństwo i dobrą opinię rodziny.
  - Mogę iść z tobą?
  Wyraźnie zaskoczona odwraca się na moment w moją stronę, ale wzrusza tylko ramionami i pozwala niewinnemu uśmiechowi wkraść się na twarz.
  - Na teraz - mówi.
  Wtedy spuszczam wzrok na tarczę drogiego zegara na nadgarstku. Gdy duża wskazówka wskazuje dwunastkę, wstrzymuję oddech. Już czas.
  Nic jednak się nie dzieje. Strażnik siedzi na krzesełku przez drzwiami wejściowymi. Lena kurczowo zaciska dłonie w pięści, obserwuje mężczyznę, nawet nie mruga. Strażnik ziewa. Wreszcie wstaje.
  - Teraz!
  Przebiegamy sprintem ciemną ulicę. Dostajemy się do bramki. Drugi strażnik już wychodzi na zewnątrz, ale wymienia zdanie z kolegą. To wystarczyło, abyśmy zniknęli w gęstwinie drzewek owocowych. Docieramy do wejścia piwnicy, przez które dostajemy się do wnętrza domu. Światła są pogaszone, niewiele udaje mi się zobaczyć, chociaż mieszkanie jest raczej skromne. Lena zamyka mnie w szafie na korytarzu i karze czekać. Zapach prania przypomina mi dawne lata dzieciństwa, kiedy jeszcze  nie mieliśmy w domu obsługi, a mama okrywała mnie wieczorami świeżą kołdrą i czytała bajki. Opieram się plecami o zimną ścianę. Zaczynam się martwić, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Lena jest dla mnie chodzącą zagadką. Pochodzi z całkiem innego świata. Jest piękna jak kobiety z elity, ale na wyjątkowy, naturalny sposób. Ma zupełnie inne zwyczaje, ale wcale tak bardzo się nie różnimy. Zaczęła ufać mi dopiero po jakimś czasie, a potem okazało się, że czuje to samo co ja. Samotność, tęsknota za bliskością drugiej osoby, strach przed wojną, która teraz wydaje się tak nieuchronna. To wszystko łączy nas i zbliża do siebie z każdą sekundą.
  Jakieś głosy dobiegają z zewnątrz. Szafa gwałtownie się otwiera, Lena rzuca plecak na ziemię, zatrzaskując drzwi. Potyka się i upada na mnie.
  - Piana tu idzie. Usłyszał mnie - szepcze drżącym głosem.
  Kroki są coraz bliżej. Lena patrzy na mnie ze strachem i łzami w oczach. Jest teraz tak blisko...
  - Chyba cię kocham - szepczę niemal niesłyszalnie, lecz ona jeszcze szerzej otwiera oczy i zastyga w bezruchu.
  Postać zatrzymuje się przed drzwiczkami szafy. Wplatam palce w splątane włosy i przyciskam usta do jej warg, tak bardzo delikatnych.
  - Pani się dusi! - krzyczy strażnik, który wcześniej siedział na podwórku.
  - Niech to szlag - klnie mężczyzna przed szafą i odchodzi. - Ciągle sprawiają jakieś problemy...
  Szybko podrywamy się, wybiegamy na korytarz do piwnicy. Potem widzę już tylko ciemne ulice i gałęzie drzew.

Lena
  - Ciekawe, gdzie już jesteśmy? - pytam.
  - A czy to ważne? - chłopak kopie kamyk, który uderza w tory z głuchym brzdękiem.
  Wzdycham. Odkąd wyruszyliśmy z domu, ciągle myślę o mojej mamie. Co tam się stało? Czy jest bezpieczna? Niestety nikt nie może udzielić mi odpowiedzi. Nie ma powrotów, czas nigdy nie zawraca.  Zostałam zdana na siebie i praktycznie obcego chłopaka. Syna polityka. Polityka, który skazał mojego brata na dożywotnie więzienie. Idziemy dalej w milczeniu, pozwalając ptakom, by ich śpiew wypełniał ogarniającą nas pustkę. 
  Kilka godzin później na horyzoncie oprócz mnóstwa drzew, strumyków i torów, pojawia się nowy obiekt. Dwupiętrowy, betonowy budynek. Atmosfera się ożywia, przyśpieszamy nieco kroku.
  - To chyba stara stacja - mówię.
  - Może nadal jest w użyciu - Aleks podchodzi do słupka z tabliczką. - Zobaczmy.
    Promienie słońca ukazują chłopaka w całej jego okazałości. Jasnoniebieskie oczy uważanie śledzą rozkład jazdy pociągów, brwi lekko się marszczą. Powiew wiatru w bursztynowych włosach sprawia, że mam ochotę podejść bliżej, dotknąć tak idealną osobę, co jest wszechstronnie zakazane. Nikogo nie ma, mogłabym przecież to zrobić. Nie ruszam się jednak. Wciąż cichy głos w głowie mówi mi, że to pułapka. Rodzice przez całe życie przestrzegali mnie przed takimi ludźmi jak on. Bogaci, wpływowi, niczego nie muszą się obawiać, mogą zrobić wszystko. Co, jeśli doniesie na mnie i zostanę wtrącona do celi tak samo jak Daniel?
  - Zdaje się, że jutro rano zatrzyma się tu pociąg - oznajmia Aleks. - Przy odrobinie szczęścia dostaniemy się do Chapterville bez większych problemów. Tam mieszka mój wujek, pomoże nam.
  - Powiedz mi coś o sobie - lekceważąco zmieniam temat. - Wiem o tobie tak niewiele.
  - Co chcesz wiedzieć? - wyraźnie niezadowolony marszczy brwi.
  - Dlaczego mam ci ufać? - stawiam na szczerość.
  Jego twarz przybiera matowy wyraz. Nie zdradzając swoich uczuć, odwraca się ode mnie na pięcie i zagłębia się w las za budynkiem. Zaciskam oczy. Rodzice mieli rację, nie powinnam była zabierać go ze sobą. Muszę od niego uciec. W nocy. Inaczej rano zgarną mnie mewy i pozbawią rodziny, wolności, wszystkiego co kocham.
  Aleks wraca z metalowym prętem. Nie odzywam się słowem, gdy majstruje przy zamku i drzwi się uchylają. Wchodzimy do środka. Na ziemi porozrzucane są śmieci, a pod ścianą stoi kilka mebli. W szafie odszukuję dżinsowe spodnie i bluzkę, które nadają się jeszcze do założenia. Aleks również coś znajduje. Karzę mu się odwrócić. Kiedy znów go widzę, serce mi przyśpiesza. Przyduża koszula, rozpięta przy szyi, kuszący wzrok. Skrępowany moim spojrzeniem, oblizuje suche wargi.
  - Jesteś głodna?
  Kiwam głową. Aleks znajduje posłanie złożone z dziurawej kołdry i dwóch koców. Nie jest specjalnie wygodnie, ale lepsze to, niż nic. Zmuszam się, by usiąść obok. W milczeniu podgryzam zbożowe ciastko, gdy on zaczyna.
  - Kiedy zapytałaś mnie, czy możesz mi ufać, miałaś na myśli moją rodzinę. Wiem co o mnie myślisz. Zadufany w sobie gówniarz z władzą w rękach. Ale to niezupełnie tak wygląda - spuszcza głowę i zagryza usta w zamyśleniu. Po chwili kontynuuje - Nie podobają mi się metody mojego ojca. To wszystko doprowadzi do wojny. Najgorsze jest to, że on doskonale o tym wie, ale nie robi nic w kierunku, by załagodzić sytuację w kraju. Właściwie to wiem niewiele. Czasami podsłucham rozmowę rodziców w środku nocy o strajkach, niezadowolonych obywatelach. Ograniczenia są coraz szersze, wymagania rosną. Coraz więcej osób jest karanych. Sama wiesz - spogląda na mnie. - Słyszałem coś o pewnym projekcie. Nie wiem na czym on polega, ani kiedy ma zostać wcielony. Ma on "zmienić wszystko". Ojciec kiedyś powiedział: "Odkąd wprowadzimy go do miast, a potem do każdej miejscowości, życie stanie się łatwiejsze. Ludzie nie będą mogli już się buntować, a w kraju znów nastanie spokój." Mama mu nie dowierzała, ale myślę, że nie można tego lekceważyć... Nie wiem, jak to wpłynie na przyszłość, ale mam złe przeczucia. Zastanawiasz się, kim ja jestem? Odkąd mieszkam w apartamentowcu ważnych osobistości, ludzie ze mnie szydzą. W szkole jestem znienawidzony przez wszystkich, chociaż nic złego nie zrobiłem. Ciągle obrywam za ojca. Tęsknię za czasami, kiedy we troje jedliśmy wspólne obiady i w wakacje jeździliśmy na wycieczki. Najbardziej lubiłem góry. Wtedy krzyczałem, że jestem najsilniejszy, ale po pół godzinie i tak tata musiał mnie nieść. Ale najlepiej było w drodze powrotnej. Mogłem zbiegać ze szczytu, biegłem wraz z wiatrem i czułem, że znaczę coś więcej. Później wszystko się zmieniło. Cały swój czas spędzałem w domu lub w szkole. Całkiem sam.
  - Może źle cię oceniłam - wzdycham. - Twój tata odpowiada za skazanie mojego brata.
  - Mówiłaś, że jesteś tylko ty i rodzice? - Aleks drapie się po głowie. - Przepraszam, za dużo ostatnio się stało.
  - To prawda, jesteśmy tylko my. Mój brat w tym roku kończy dwadzieścia cztery lata. Nie zobaczę go więcej, bo dostał dożywocie.
  - Co się stało?
  - Wypowiedział na głos swoją opinię. Skrytykował rząd. To było ostrzeżenie, rodzice musieli zapłacić sporą grzywnę. To był ciężki czas dla nas wszystkich. Danny dostał surową reprymendę od taty, mama codziennie płakała. Baliśmy się o niego, bo - łzy cisną mi się do oczu na te wspomnienia, ale ignoruję ból i kontynuuję - bo on oznajmił nam, że nigdy nie przestanie. Że jeśli ktoś nie zareaguje na działania rządu, to źle się skończy, i że nie ma zamiaru siedzieć i czekać, aż zostanie skontrolowany, a jego życiorys spisany na papier wśród milionów innych danych. Kilka tygodni później zorganizował i poprowadził strajk, w którym mnóstwo ludzi zostało ukaranych. Strażnicy tym razem nie potraktowali Daniela ulgowo.
  - Przykro mi. - głos Aleksa wyraża przerażenie mieszane z bólem. Taka informacja musi być dla niego straszna, skoro wie o polityce tak niewiele.
  Chowam twarz w dłonie. Nie wiem w którym momencie udało mi się przysnąć, ale kiedy ponownie otwieram oczy, niebo jest już ciemnoniebieskie. Leżę opatulona kocem, czuję lekki oddech obok.
  - Aleks? Śpisz?
  - Nie - szepcze. - Myślę.
  Przekładam się na lewy bok, żeby móc na niego spojrzeć. Przez chwilę czekam, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. A potem dostrzegam, że on również na mnie patrzy. I jest bez koszulki.
  - O czym? - odważam się spytać.
  Aleks obserwuje mnie przez chwile, powoli podnosi rękę. Opuszkiem palców dotyka mojego policzka.
  - O tobie. - wyznaje cicho. - Znalazłaś się na mojej drodze tak nagle... Czy to przeznaczenie?
  - Nie wiem.
  Wstrzymuję oddech, gdy dłoń przesuwa się na szyję, na dekolt.
  - Co dalej? - głos mi drży. - Będą nas szukać...
  - A czy to ważne? - to chyba jego ulubione powiedzenie. - Mam ciebie.
  - Boję się.
  - Ja też.
  Silna, a zarazem tak delikatna dłoń głaszcze mi ramię. Pozwalam zdjąć sobie koszulę, a wtedy dłoń spoczywa na moich plecach. Jego usta odnajdują moje. Tym razem całuje mnie inaczej, dłużej, bardziej czule. Cała oddaję się uczuciu, które rozpala mnie od środka. Mam wrażenie, że serce połamie żebra i że będzie trzeba mnie składać. Wszystko jest takie trudne, a w tym momencie życie zwalnia. Aleks. Tylko on się liczy.